Jak zmierzyć inflację?
W pierwszej części naszego bloga (link) zrobiliśmy wprowadzenie do tego czym jest inflacja. Pokazaliśmy jaki ma wpływ na realne zmiany wartości. Podstawowe pytania jakie pojawiają się w tym momencie to: „ok, ale jak się liczy inflację?” Oraz „czy raportowana wartość inflacji jest miarodajna w codziennym życiu?”
Jak to jest, że często mamy wrażenie, że ceny, które płacimy codziennie w sklepach wydają się rosnąc o wiele szybciej niż podawane poziomy inflacji?
Co to jest CPI?
Najbardziej popularną miarą inflacji jest CPI (Consumer Price Index). Obliczany jest na podstawie zmian cen koszyka dóbr i usług zakupywanych przez „statystyczne” gospodarstwo domowe. Oczywiście jest to poparte szerokim badaniem i rozbudowaną statystyką, ale czy pokazuje w pełni obraz naszych codziennych decyzji? Niestety Nie. Różnice pomiędzy naszym koszykiem „codziennym” a „statystycznym” mogą być bardzo istotne.
Największym problemem jest to, że taka „statystyczna” prezentacja daje bardzo uproszczony obraz rzeczywistości.
Taki „statystyczny koszyk” nie istnieje, jest tylko wynikiem uśrednienia. Jeżeli jedną rękę oblejemy sobie wrzątkiem, a nogę wsadzimy do zamrażarki, to możliwe, że średnia temperatura naszego ciała pozostanie bez zmian, jednak nie pokaże to pełnego obrazu naszego stanu psychicznego w tym momencie.
Rozbieżności mogą wynikać z wielu aspektów. Jednym z nich (szczególnie istotnym w dłuższym okresie) jest rozwój technologiczny. Wiele produktów z dzisiejszego koszyka mogło nie istnieć lub nie być tak powszechne jak kiedyś, koszt ich zakupu również może się zmieniać nie ze względu na utratę wartości, a niższy koszt produkcji (np. telefony komórkowe, komputery, sprzęt AGD).
Dodatkowo, taka uśredniona prezentacja danych nie uwzględnia preferencji w rozbiciu na różne grupy społeczne. Nie pokazuje jakie produkty zakupują gospodarstwa domowe z różnym poziomem dochodu. Nie pokazuje w jaki sposób wraz ze wzrostem cen zmieniamy nasze preferencje. Lista zarzutów jest długa.
Jakie są alternatywy?
Przypadek prezentacji inflacji jest trochę podobny do demokracji. Wszyscy wiedzą, ze nie jest to ustrój idealny, ale jeszcze nikt nie wymyślił lepszego.
Przez ostatnich 16 lat oficjalne poziomy inflacji kształtowały się następująco:
W tym okresie przeciętny* poziom inflacji wynosił 1.95%. Czy to dużo? A może mało? DO czego można tą wartość porównać?
Ciekawym porównaniem są dobra przy wytwarzaniu których lub usługi, przy świadczeniu których bierze udział wiele gałęzi gospodarki. Weźmy pod uwagę przesyłkę pocztową.
Na finalny koszt znaczka pocztowego składają się roboczogodziny tysięcy pracowników zatrudnionych w tym sektorze, koszt paliw, czynsze lokali i wiele innych. Koszt przesłania podstawowego listu lub kartki pocztowej jest często podawanym przez ekonomistów przykładem na alternatywne mierzenie zmian cen w gospodarce. Jak to wygląda w Polsce?
Inflacja obliczona za pomocą znaczka pocztowego w analogicznym okresie wynosiła już około 5,62% rocznie. To bardzo istotna różnica w porównaniu do oficjalnych statystyk.
Innym ciekawym przykładem może być podawana przez GUS cena wytworzenia 1m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego w budynkach wielorodzinnych. Wartość ta uwzględnia wszystkie nakłady inwestycyjne (łącznie z zakupem gruntu), które musiały zostać poniesione w celu oddania do użytku mieszkań w skali całego kraju. Ta wartość również jest składową wielu drobnych transakcji: cen surowców i materiałów budowlanych, kosztów ich przetworzenia i transportu, kosztów pracy, itp. W analogicznym okresie wyglądało to następująco:
Poziom przeciętnej rocznej zmiany cen obliczony w ten sposób wynosił 3,67%.
Niestety nie ma rozwiązania idealnego, ale każdy z nas powinien być świadomy tych różnic. W kolejnym artykule odniesiemy się do tego jak bardzo pokazane tu różnice wpływają na długoterminowy efekt naszych decyzji.
*Przeciętny poziom inflacji obliczony poprzez kapitalizację miesięcznych stóp inflacji, a następnie urocznienie wyniku uzyskanego po 16 latach.